W 2020 roku Unia Europejska podliczyła, ile wydała na pomoc Ukrainie po 2014 roku. W ciągu sześciu lat była to kwota 16,5 mld euro. Część tych środków to kredyty, część dotacje bezzwrotne, a ogromne sumy przeznaczano na stworzenie organów do walki z korupcją, co uznano za działanie priorytetowe. Czy przyniosło ono jakieś efekty?
W 2021 roku Ukraina jest najbiedniejszym krajem w Europie, a kwoty przekazywanego przez UE wsparcia finansowego, dotacji i kredytów rosną z każdym rokiem. Na przykład, w 2020 roku Unia przyjęła roczny program pomocy makrofinansowej na kwotę 1,2 mld euro, czyli wielokrotnie więcej niż wsparcie tego rodzaju przed 2014 rokiem, czy analogiczne transfery przekazywane innym jej partnerom.
Poza wsparciem europejskim, Ukraina dostaje jeszcze pomoc finansową, w tym bezzwrotną od niektórych państw UE, m.in. Niemiec, Polski, Węgier, Czech, Danii i innych. Na samą walkę z korupcją Europa przekazała w ciągu kilku lat dziesiątki milionów euro.
Unia Europejska umacnia się w roli czołowego sponsora Ukrainy, którym wcześniej była Rosja. Przed 2014 rokiem to właśnie ona dopłacała do kooperacyjnych przedsięwzięć przemysłowych, preferencyjnego dostępu ukraińskiego eksportu na własny rynek, zaniżonych cen gazu, kredytów i inwestycji.
Po podpisaniu w 2014 roku umowy stowarzyszeniowej z UE wsparcie finansowe Unii w kolejnych latach zwiększało się minimum pięciokrotnie, a nierzadko dziesięciokrotnie. Rosja będzie zaś nadal pozbawiać Ukrainę wszelkich możliwości finansowej stabilizacji, m.in. poprzez odbieranie jej możliwości tranzytu gazu, jak stało się to w poniedziałek 27 września, gdy podpisano umowę z Węgrami na jego dostawy z obejściem Kijowa. Tym samym UE zmuszona będzie to transferowania jeszcze większych kwot.
Jednak to wsparcie finansowe okazuje się do tego stopnia nieskuteczne, że zaczęli na to zwracać uwagę publicznie nawet przedstawiciele Brukseli. 23 września Europejski Trybunał Obrachunkowy (ETO) opublikował 80-stronicowy raport z audytu wykorzystania pomocy, którą przekazano Ukrainie na walkę z korupcją.
„Doszliśmy do wniosku, że wsparcie walki z korupcją przez UE było jedynie częściowo skuteczne” – dyplomatycznie stwierdzono w dokumencie. Na Ukrainie dzięki współfinansowaniu środkami europejskimi stworzono cztery wyspecjalizowane struktury antykorupcyjne, specjalną prokuraturę i sąd. Ich roczne koszty funkcjonowania wynoszą dziesiątki milionów euro, w tym przekazywanych z Unii. Jednocześnie szef Narodowego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy (NABU), największej z tych struktur, Artiom Sitnik został uznany przez ukraiński sąd za skorumpowanego w związku z przyjmowanymi przez siebie prezentami, których wartość przekracza dopuszczalną dla urzędników kwotę. Nie przejął się tym jednak specjalnie i nadal sprawuje swoją funkcję.
Jeszcze bardziej nieprawdopodobne historie dzieją się z szefami innej ukraińskiej instytucji do walki z korupcją, Agencji Poszukiwań i Zarządzania Aktywami (ARMA), również stworzonego ze środków pochodzących z europejskich dotacji.
Zadaniem tej agencji ma być lokalizowanie i zwracanie do kasy państwa mienia przejętego w sposób korupcyjny. Jej szefa i pięć osób z jej kierownictwa podejrzewa się o defraudację 400 tys. euro. Służba Bezpieczeństwa Ukrainy i Państwowe Biuro Śledcze przekonują, że funkcjonariusze antykorupcyjni z ARMA podrobili orzeczenia sądowe, a następnie przekazali na specjalnie utworzone do tego konto środki, które następnie podzielili między sobą. Trudo byłoby to nazwać „zwracaniem do budżetu środków pochodzących z korupcji”, za co płacą przecież europejscy podatnicy.
Juhan Parts, audytor ETO odpowiedzialny za przygotowanie wspomnianego raportu, znający meandry rachunkowości, następująco podsumował wysiłki Brukseli w sferze zwalczania korupcji na Ukrainie: „Mamy liczne inicjatywy UE, lecz do tej pory nie przyniosły one żadnego przełomu”.
Liczba wyroków w największych sprawach korupcyjnych jest bliska zeru, chociaż to m.in. ze środków europejskich powołano do życia specjalny sąd antykorupcyjny. Na dodatek Specjalna Prokuratura Antykorupcyjna niekiedy nie tylko nie podejmuje śledztw, ale wręcz chroni uczestników korupcji na największą skalę. Miesiąc temu jej prokuratorzy zażądali dla dwóch uczestników korupcji na kwotę co najmniej 1,3 mln euro wyroku roku więzienia w zawieszeniu.
Śledczy, których wynagrodzenia współfinansowane są przez UE, nawet nie próbowali odzyskać dla skarbu państwa choćby eurocenta ze skradzionych kwot. Ta decyzja prokuratorów praktycznie zwolniła uczestników korupcji z jakiejkolwiek poważnej odpowiedzialności, choć zgodnie z ukraińskim prawem groził im wyrok do 15 lat pozbawienia wolności i całkowity przepadek mienia.
Wydatki na wszystkie instytucje antykorupcyjne na Ukrainie (właśnie powoływana jest jeszcze jedna struktura tego rodzaju), od 2015 do 2019 roku, czyli w ciągu czterech lat, wyniosły 5,3 mld hrywien, czyli około 170 mln euro. W tym okresie doprowadziły one do zwrotu do budżetu państwa kwoty stanowiącej mniej niż 20% kosztów ich działalności. Właściwie, o wiele bardziej skuteczne okazały się w tej sferze zwykłe prokuratury i sądy.
Europejscy audytorzy przekonani są, że problem polega na …korupcji na najwyższym poziomie władzy i oligarchach. Ale skoro ukraińskie instytucje antykorupcyjne przez lata nie mogą sobie poradzić z korupcją na małą i średnią skalę, pomimo otrzymywanego wsparcia zagranicznego, to jak mają dać sobie radę z oligarchami?
I najważniejsze pytanie: ile jeszcze pieniędzy wyciągną na to z kieszeni europejskiego podatnika?
Wasilij Murawickij, dziennikarz, politolog, uwięźniony na Ukrainie pod pretekstem “zdrady państwowej”