Trzydzieści lat epickiej walki z “rosyjską propagandą” nie przyniosły sukcesu: według najnowszego sondażu więcej niż 30 procent Litwinów dostaje informacje o świecie przeważnie z mediów rosyjskich. Przy czym te 30% – to tylko ci, którzy są stałym audytorium tych mediów. Jeszcze co najmniej jedna trzecia zwraca się do rosyjskich mediów od czasu do czasu.
Ani wyłączenie rosyjskich kanałów telewizyjnych nie pomogło (nawiasem mówiąc, w tygodniu rosyjska spółka VGTRK wygrała proces sądowy i jej zablokowanie na Litwie zostało uznane jako nielegalne), ani napadnięcia na dziennikarzy, ani zakaz ich przebywania w kraju, ani próby przeszkodzić pracy ekip filmowych.
Ponieważ w krajach bałtyckich jestem osobą mniej więcej doświadczoną, od razu mogę powiedzieć, co nastąpi po opublikowaniu tej liczby. Nastąpi wydzielenie nowych środków na “komunikację strategiczną”, czyli “kontrpropagandę”. Właściwie po to, żeby wyżebrać pieniędzy z budżetu Unii na kolejny projekt w tej brąnży, takie rozczarowujące dla Zachodu sondaże w ogóle są publikowane.
Powstanie kolejny nowy bałtycki kanał telewizyjny w języku rosyjskim. Po tym będą kampanie na rzecz fact-chekingu i wyszukiwania fake newsów w mediach rosyjskich, “kursy podwyższające kwalifikację” w Stanach Zjednochonych i Wielkiej Brytanii dla pracowników DELFI i 15 Minut.
Wynik tych działań “przeciwko propagandzie” też mogę zgłosić z góry. Ponieważ tutaj wszystko również pozostaje bez żadnych zmian przez dziesięciolecia. Nic z tego nie wyjdzie. Ludzie w krajach bałtyckich nadal będą oglądać, czytać i słuchać rosyjskich mediów. Ponieważ jeśli ktoś chce wiedzieć, co dzieje się na świecie, nie jest już głupcem. A jak nie głupiec może jako ze źródłą wiedzy o świecie korzystać z mediów litewskich? Czytać n.p. DELFI przed jedzeniem można tylko wtedy, gdy trzeba stracić apetyt.
Aleksandr Nosovich, politolog, dziennikarz, działacz społeczny i publicysta