SECTIONS
REGION

Stanisław Janiecki: Donald Tusk – podżegać wojenny czy zwolennik dintoiry?

Tusk gotuje Polakom piekło zamiast uspokojenia. Jego wojna totalna ma sprawić, że po jakimś czasie zaakceptują nawet bezwarunkową kapitulację.

Donald Tusk by do tego nie dopuścił. Gdyby żył w pierwszej połowie XX wieku i miał wpływ na wojska niemieckie lub brytyjskie. Nie dopuściłby do tego, co przeszło do historii pod nazwą „rozejmu bożonarodzeniowego”.

24 grudnia 1914 r. znajdujący się w okopach pod belgijskim Ypres żołnierze wrogich armii niemieckiej i brytyjskiej wyszli z okopów, śpiewali kolędy, składali sobie życzenia, rozmawiali, grali w piłkę, wymieniali prezentami i adresami. Nie na rozkaz, ale spontanicznie. Przed południem w drugi dzień świąt żołnierze wrócili do okopów, ale w wielu wypadkach do walki przystąpili dopiero po kilku dniach, a nawet tygodniach. W 2008 r. w miejscu „rozejmu bożonarodzeniowego” stanął nawet pomnik upamiętniający tamto wydarzenie.

„Rozejm bożonarodzeniowy” zapewne nie zmieściłby się w głowie Donalda Tuska, skoro postanowił on ukarać ważnych polityków PO za jednorazowe wyjście z politycznych okopów i wspólne imprezowanie z politykami PiS. Powód wcale nie jest zagadkowy. Tusk wrócił do polskiej polityki nie tylko po to, żeby wypełnić żołnierzami stare okopy, ale by wykopać nowe, zbudować bunkry oraz rozciągnąć zasieki. To polityk, dla którego największym wrogiem jest normalność i ucywilizowany poziom sporu politycznego.

Wprawdzie to Grzegorz Schetyna jest autorem doktryny totalnej opozycji, ale Tusk ją stosował ze znacznie większą intensywnością i zaciekłością, gdy był premierem, a szczególnie po katastrofie smoleńskiej. Wystarczy przywołać niektóre sejmowe wystąpienia ówczesnego szefa rządu i przewodniczącego PO. Schetyna aż tak zaciekły nie był. A Donald Tusk od pierwszego wystąpienia po powrocie do polskiej polityki wpycha ludzi Platformy w okopy, do czołgów, do bombowców, ustawia przy działach i podrywa do ataków z okopów. Dlatego nie dziwi zapowiedź karania za samowolne wyjście z okopów.

Tusk nie może pozwolić, żeby rządzącym można było przypisać jakiekolwiek ludzkie cechy. A przecież rozmawianie z nimi podczas urodzinowej imprezy było tego podważeniem. Zaczęła się sypać narracja Tuska o bezwzględnej walce ze złem. I ten „numer” wycięli przewodniczącemu partii tak zasłużeni i wysoko postawieni towarzysze, jak Borys Budka, Tomasz Siemoniak czy Sławomir Neumann. Ta zniewaga krwi wymaga, więc natychmiast ogłoszono dintojrę.

Dintojra to właściwe słowo, bowiem ten sposób radzenia sobie z mało zdyscyplinowanymi członkami środowiska przestępczego przychodzi na myśl, jeśli mają być kary za spotkanie z „wrogiem” na prywatnej imprezie towarzyskiej. To niewyobrażalne. Przecież powinno być tak, że skoro Budka, Siemoniak czy Neumann zażyli Donalda Tuska „z mańki”, to adekwatną odpowiedzią jest wyłącznie mordobicie albo nawet „sprzedanie kosy w żebra”. Żaden „rozejm bożonarodzeniowy”, bo to podważa przywództwo i sieje spustoszenie we własnych szeregach.

Donald Tusk po raz kolejny w krótkim czasie potwierdził, że wrócił do polskiej polityki, by prowadzić wojnę, i to wersji totalnej, a nie zawierać pokój czy choćby zawieszenie broni. O tym nie ma mowy. Ma być nieustanna kanonada, a przy bliskich spotkaniach tylko bagnet jako sposób komunikowania się. Dlatego wyjście z okopów to zbrodnia. Niedopuszczalne jest nawet przyjmowanie posłańców, bo oni też przecież zasługują jedynie na mordobicie albo „sprzedanie kosy w żebra”. W stosunku do tego, jaki był Donald Tusk, gdy jesienią 2014 r. wyjeżdżał do Brukseli, a jaki latem 2021 r. wrócił, mamy zamianę awanturnika w okrutnika.

Tusk gotuje Polakom piekło zamiast uspokojenia. Wojna totalna ma sprawić, że po jakimś czasie zaakceptują jakiekolwiek warunki, choćby to była nawet bezwarunkowa kapitulacja. Dlatego Tusk znalazł pierwszy lepszy pretekst, by potraktować „kosą” Borysa Budkę czy Tomasza Siemoniaka, którzy dla niego są zwykłymi miękiszonami. W dodatku to ich miękiszoństwo rozlało się na całą partię. Na to absolutnie nie ma miejsca. Członkowie PO, a już członkowie zarządu partii w szczególności, mają całą dobę spędzać w okopach i z bronią na ramieniu (obowiązkowo z nałożonym bagnetem).

Platforma stanęła przed fundamentalnym wyzwaniem. Pozwolić Donaldowi Tuskowi na wysyłanie każdego na front i prowadzenie totalnej wojny, czy pozbyć się tego politycznego podżegacza wojennego. To drugie może się okazać prostsze i mniej kosztowne dla partii, która nie ma podbić Polski i Polaków, a obecnie rządzących zapędzić do łagrów, tylko przedstawić konkurencyjną ofertę wyborczą. Jak najbardziej pokojową. Na razie Donald Tusk pokazuje wyłącznie plany agresji. I to może być, a nawet już jest, największy problem Platformy Obywatelskiej.

Stanisław Janiecki, dziennikarz, ekspert polityczny

Źródło