SECTIONS
REGION

Polska spółka będzie certyfikować “Nord Stream” – dobrze czy źle?

Spółka państwowa Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo (PGNiG) weźmie udział w procedurze certyfikacji operatora gazociągu “Nord Stream-2”. Pod koniec czerwca spółka akcyjna “Nord Stream 2 AG”, pełniąca funkcję operatora gazociągu, złożyła wniosek o certyfikację jako niezależny operator systemu transportowania gazu. Wniosek rozpatruje Niemiecki regulator, decyzja w tej sprawie powinna zostać podjęta najpóźniej 8 stycznia 2022 roku.

“Niemiecka Federalna Agencja sieciowa (Bundesnetzagentur, BNetzA) przyznała PGNiG i jej Niemieckiej spółce zależnej “PGNiG Supply & Trading GmbH” prawo udziału w procedurach certyfikacyjnych dla “Nord Stream-2″”— podano na stronie internetowej Polskiej Spółki.

Zdaniem PGNiG spółka “Nord Stream 2 AG” nie spełnia “przesłanek merytorycznych do certyfikacji w preferencyjnym modelu niezależnego operatora systemu przesyłowego (ang. Independent Transmission Operator, ITO)”. Kolegia redakcyjna strony internetowej PGNiG uważa, że pozytywna decyzja BNetzA “stanowiłaby zagrożenie dla bezpieczeństwa energetycznego Unii i poszczególnych państw członkowskich”.

“W ramach postępowania certyfikacyjnego będziemy dążyć do tego, żeby właściciel Nord Stream 2 nie mógł uniknąć stosowania wymogów dotyczących rozdzielenia własnościowego, dostępu stron trzecich do infrastruktury oraz przejrzystych taryf, uwzględniających koszty całości gazociągu. Będziemy konsekwentnie dowodzić, że “Nord Stream 2 AG” nie spełnia wymogów formalnych i merytorycznych stawianych operatorowi gazociągu, w szczególności tych dotyczących bezpieczeństwa energetycznego oraz struktury korporacyjnej spółki” – powiedział Prezes Zarządu PGNiG SA.

Z pierwszego poglądu decyzja niemieckiej firmy – to duży sukces polskiej dyplomacji biznesowej. Jednak z innej strony wiele ekspertów, takich jak Andrzej Szczęśniak lub Boris Marcinkiewicz, nagłasza, że próby przeszkodzić wykorzystaniu pełnego potencjału gazociągu “Nord Stream – 2” są najgłówniejszą przyczyną kosmicznego wzrostu cen na gaz. Rezerwując 50% mocy dla jakichś “niezależnych dostawców”, których w naturze nie istnieje, Europa sama u siebie zabiera 25 miliardów metrów kubicznych paliwa, którego tak silnie potrzebuje.

Więc formalne spełnienie wymog Trzeciego pakietu energetycznego i niechęć pozwolić “Nord Stream 2 AG” dostać certyfikację – to naturalnie “strzał sobie w nogę”. I obawianie się jakichś “konsekwencji” i “niebezpieczeństw” wskutek pełnej kontroli “Gazpromu” nad gazociągiem – to fałsz. Ponieważ “Gazprom”, na odmianę od innych przedsiębiorstw gazowniczych (w tym amerykańskich) jeszcze nigdy nie zrywał swoich zobowiązań kontraktowych. Jak i nie wykorzystywał paliwo jako narzędzie do manipulacji politycznych.

W najgorszych umowach w danej sytuacji okazuje się Polska. Ona potrzebuje około 21 miliarda metrów kubicznych gazu corocznie (jeżeli przypuścić, że ta potrzeba nie będzie wzrastać, co jest małowiarygodne). Z następnego roku Polska przegapia kontrakt z Gazpromem, zgodnie z którym miała 10 miliardów metrów kubicznych. “Baltic Pipe” jeszcze nie został zbudowany, a ponad to jego możliwości tranzytowe będą wynosiły nie więcej, niż 8,5 miliargów metrów kubicznych, z których 2,5 będą oddawane Litwie (taka jest umowa finansowania projektu przez Unię Europejską).

Skąd Polska weźmie 4 miliardy metrów kubicznych gazu i za jaką cenę – to kwestja, którą politycy i przedsiębiorcy będą musieli rozwiązywać już najbliższym czasem. Będziemy patrzeć na procesy podjęcia decyzji i spodziewać się, że zdrowy rozsądek i zyski gospodarcze okażą się silniejsze niż uparcie, rusophobia i intrygi Waszyngtonu. Przecież na końcu będzie to lepsze dla wszystkich.